O tym jak zostalam biegaczka

Probowanie nowych rzeczy jest niezwykle istotnym procesem pobudzajacym kreatywnosc i zmienia/poszerza perspektywe postrzegania swiata. Rutyna dnia codziennego wprowadza niepotrzebne frustracje i znuzenie, ktore trzeba jak najczesciej przelamywac. Najgorsza jest nuda, ktora chyba w moim przypadku ma charakter zdecydowanie najbardziej dolujacy. Kluczem jest wiec sieganie po cos nowego...czasem wystarczy zmienic trase spacerowa, albo wrocic pieszo zamiast autobusem, albo pomalowac obraz, albo ogladnac film, upiec nowe ciasto, albo isc wczesniej spac...po prostu cos co wybije nas z rutyny dnia codziennego. Czasem nic nie pomaga, ale biorac pod uwage, ze ponoc czas szybciej leci, gdy popadamy w rutyne - kalkowym dniom mowimy NIE.

Moim zupelnie nowym doswiadczeniem bylo wziecie udzialu w ogromnym przedsiewzieciu towarzysko - socjalno - sportowym - Vancouver Sun Run czyli biegu na 10 km. Zaczelo sie zupelnie niewinnie, od lunchowych spacerow w towarzystwie kilku kolezanek z pracy. Taki szybki marsz przez okolo pol godziny pobudza komorki do myslenia i jest interesujaca przerwa w pracy. I tak podczas jednego z regularnych spacerniakow nasza grupa postanowila wziac udzial w biegu, z zalozeniem, ze dystans pokonamy nie biegnac, a maszerujac. Ostatecznie z firmy zapisalo sie okolo 40 osob. Jak na firme, ktora zatrudnia ponad 2000 osob to tak sobie, ale trzeba nadmienic , ze wiele z tych osob biegi traktuja mega powaznie i wyniki osiagneli naprawde wysmienite. Zapisujac sie do biegu trzeba bylo wybrac odpowiednia grupa, co rownoznaczne bylo z godzina startu. Ustawiajac sie w tyle nie podjelam najmadrzejszej decyzji, ale skad moglam wiedziec? Po pierwsze czas oczekiwania na start byl masakrycznie dlugi - osoba, ktora zwyciezyla zdazyla dobiec do mety, zjesc przekaske, odebrac medal i udac sie do domu, a my ciagle czekalismy na start. Po drugie rozbiegany tlum deptal sobie po nogach, a jak juz sie nieco rozbieglismy nadbiegli ambitni rodzice z wozkami probujac rozjechac opozniajacych sie biegaczy i chodziarzy. Wozkarze maja wprawe w wymijaniu, jakkolwiek w tych warunkach sytuacja wygladala chwilami komicznie.

Jak podano na stronie internetowej w biegu Sun Run wzielo udzial 41136 uczestnikow, w tym 22156 kobiet i 18960 mezczyzn. Najlepszy czas w tegorocznym biegu to 28:52 a najgorszy cos okolo 3 godzin. W biegu wzieli udzial: mlodzi, starzy, dzieci, biegacze - amatorzy i profesjonalisci. Na drugim czy trzecim kilometrze przygotowano stoliki z przekaskami dla tych, ktorzy tracili oddech. Przy ustawionych na trasie toi toiach uczestnicy wpadali na szybkie siku. Co jakis kilometr prezentowaly sie rozne zespoly muzyczne i stacje radiowe zagrzewajac radosna muzyka  do walki. Co niektorzy chodziarze/biegacze przystawali, robili sobie zdjecia. Na trasie rowniez ustawieni byli klakierzy, co bili brawo i przybijali piatki. Pogoda dopisala, popularnoscia cieszyly sie wiec mgielki wodne i woda w kubeczkach rozdawana przez ogromne ilosci wolnotariuszy. Impreza zorganizowana byla genialnie, a atmosfera byla fantastyczna. 40 tys ludzi i wszystko odbywalo sie bez zaklocen. Ze mnie bardziej chodziarz niz biegacz, ale motywowaly mnie szybko sunace szare glowy. Bieglam wiec w rytmie, zatrzymujac sie tylko na chwile robiac fotki, z ktorch kilka zalaczam ponizej. Na mecie czekaly na nas, super biegaczy, telewizja, zdjecia, wywiady. Mam nadzieje, ze nikomu sie nie udalo mojej spoconej, czerwonej geby uchwycic. Na stronie zaczelo sie juz odliczanie do kolejnego biegu Sun Run. Moze sie w przyszlym roku spotkamy?










Komentarze